Jesteś zmęczona. Zajęciami na uczelni, domem, problemami przyjaciół, rodziny. Natrętne myśli nawiedzają Cię wszędzie, o każdej porze. Im bardziej chcesz się ich pozbyć, tym bardziej stają się natarczywe. Próbujesz odpocząć, zająć się czymś. Oglądasz serial i po połowie zdajesz sobie sprawę, że nawet nie wiesz kiedy ważnej dla Ciebie postaci wyrwali serce. Zaczynasz czytać książkę, każde cierpienie boli Cię bardziej niż zwykle. Chcesz wyjść do ludzi, zabawić się, napić, nie myśląc o porannym kacu ale po jednym piwie odechciewa Ci się czegokolwiek. Wracasz do domu i kładziesz się do pustego łóżka, biorąc przed tym szybki prysznic. Chcesz zasnąć ale mimo zmęczenia nie możesz. Udaje Ci się to dopiero nad ranem. Za chwilę znowu dzwoni budzik i kolejny dzień mija tak samo.
The Originals
W końcu nadchodzi weekend. Coś w Tobie ożywa, wraca odrobina dziecięcej radości. Czekasz na tę jedną osobę, myślisz, że wreszcie będzie dobrze. Będzie tak jak powinno być. Od piątkowego poranka robisz wszystko, by ten dzień zleciał jak najszybciej, bo gdy nadejdzie wieczór znów się zobaczycie. Słyszysz zatrzaskujące się drzwi samochodu albo dzwonek do drzwi. Zrywasz się by otworzyć i nie możesz powstrzymać uśmiechu. Na Jego widok serce przyśpiesza. Nie czekasz nawet aż ściągnie buty czy odłoży reklamówki. Podbiegasz i wtulasz się stęskniona, chcąc usłyszeć bicie Jego serca. Czujesz jak kładzie dłoń na twoją głowę i przyciska ją jeszcze bardziej do swojej klatki. Oddychasz z ulgą, tego ci właśnie brakowało. Czułości, przytulenia, całusa w czoło. Uśmiechu tylko dla ciebie.
Nim zdążysz się nacieszyć tym poczuciem bezpieczeństwa, weekend się kończy i znów musicie się rozstać. Tylko na tydzień, a raczej pięć dni ale masz wrażenie, że to nieskończenie długo. Schemat zaczyna się powtarzać, nagle większość rzeczy traci sens. Skupiasz się tylko na tym, by wytrwać jakoś do weekendu. Robi ci się ogromnie smutno, znów odczuwasz tą cholerną samotność. W środku tygodnia dostajesz wiadomość: "Słuchaj, Kotek. Muszę być w pracy w sobotę, więc przyjadę dopiero wieczorem." . Rozumiesz to wszystko, a jednak coś cię w środku zakuło. Musisz czekać jeden dzień dłużej, ale to nic, przecież warto. I tak mija kolejny weekend, w który znowu nie zdążyliście nacieszyć się sobą. W następny sytuacja się powtarza. I w kolejne także. Musiał pomóc bratu albo rodzicom. Wypadło jakieś święto, które znów pozmieniało wam palny. Dziadek potrzebował pomocy przy drzewie, a babcia w obowiązkach domowych. Nie pamiętasz już kiedy ostatnio spędziliście normalny weekend, myśląc tylko o sobie i mając czas tylko dla siebie. Próbujesz jakoś ukryć to, że jest ci przykro. Przecież wszystko rozumiesz. Nagle uczucie samotności się pogłębia. Nawet nie wiesz, którego dnia powinnaś wyczekiwać, bo nic już nie jest pewne. Nie wiesz co masz robić. Żyjesz tak dalej, czując jak kruszy się twoje serduszko a puste miejsca wypełniają się mimowolnie samotnym łzami.